Będzie kontynuacja „Kleru”? Filmem Smarzowskiego zainteresowali się zachodni producenci
Według „Super Expressu” sukces „Kleru”, który zarobił do tej pory w Polsce blisko 10 mln złotych i obejrzało go ponad 5 milionów widzów, został zauważony przez filmowców i producentów w Europie. Zdaniem dziennikarzy zainteresowani nakręceniem kontynuacji są przede wszystkim Włosi, jednak na produkcję zwrócili uwagę także Irlandczycy i Hiszpanie. Szacunkowy budżet filmu mógłby wynosić nawet 20 mln euro. – Jeśli jest to projekt zlecony reżyserowi i za producentem idą pieniądze, to wtedy głos decydujący powinien mieć producent. Sytuacja jest o tyle łatwiejsza, że jeden z bohaterów wyjeżdża właśnie do Watykanu. Więc teoretycznie można sobie wyobrazić kontynuację jego wątku w warunkach watykańskich. Wtedy współpraca z włoskimi producentami i aktorami byłaby zrozumiała. Bardzo możliwe, że włoski producent chciałby w to wejść z prawem decyzji. Prawo decyzji idzie za pieniędzmi – powiedziała w rozmowie z „Super Expressem” scenarzystka Ilona Łepkowska.
Ważny głos w dyskusji
Produkcja Wojciecha Smarzowskiego jeszcze przed wejściem do kin wywołała wiele kontrowersji. Co ciekawe, reżyser przyznał w jednym z wywiadów, że zdjęcia we wnętrzach kościołów były kręcone w Czechach, ponieważ żadna z polskich parafii nie wyraziła zgody na realizację filmu. Ponadto, kilku aktorów miało odmówić wystąpienia w produkcji. Reżyser twierdził, że fabuła filmu opiera się na prawdziwych wydarzeniach. Wyjaśniał, że chciał zwrócić uwagę na problem kościoła jako instytucji. „Kler” opowiada o losach trzech księży: Kukuły (Arkadiusz Jakubik) Lisowskiego (Jacek Braciak) i Trybusa (Robert Więckiewicz). Historia każdego z księży daleka jest od wyobrażeń, jakie większość katolików ma o duchownych. Ich postawa nie ma również nic wspólnego z życiem w ubóstwie i franciszkańską miłością bliźniego promowaną przez papieża Franciszka. W filmie Smarzowskiego duszpasterze przeklinają, jeżdżą drogimi samochodami, piją alkohol i generalnie nie widać, żeby tak chętnie powtarzane słowa o „dobru kościoła” miały dla nich jakikolwiek inny wymiar, niż chęć czerpania osobistych korzyści.